Porody w czasach Internetu

Ostatnie sto lat to galop cywilizacji. Technologia wystartowała i pędzi jakby brała udział w jakimś kosmicznym wyścigu współczesności. Wraz ze zmianą naszego świata zmienia się też sytuacja kobiet i kobiecego ciała, w szczególności w kulturze zachodniej. Od momentu narodzin do momentu śmierci naszemu ciału z uwagą godną kochanka przygląda się szereg specjalistów. Naszym ciałem opiekuje się zastęp lekarzy. W życiu kobiety jest kilka momentów, gdy ucieleśnienie odczuwane jest dobitniej niż podczas codziennej bieganiny między obowiązkami a przyjemnościami. Dojrzewanie, zmiany kształtu ciała i całej gospodarki hormonalnej, pierwsza miesiączka, a potem każda kolejna miesiączka, pierwszy seks, przerwanie błony dziewiczej, każdy seks, ciąża, menopauza, choroby, starzenie się. Każdemu z tych doświadczeń, etapów, ucieleśnionych przeżyć towarzyszy spojrzenie, czujna obserwacja oka kogoś, kto przebiegiem procesu będzie zręcznie nawigował. Wraz z rozwojem cywilizacji każdy z tych etapów bycia kobietą został zhigienizowany i przesunięty z przestrzeni społecznej do przestrzeni medycznej. Od podpasek, które zastąpiły kawałek szmaty wkładanej do majtek po tabletki regulujące przebieg menopauzy. Od przeżywania tych doświadczeń wspólnie z innymi kobietami, szukaniem wiedzy i wsparcia od starszych kobiet i dzielenia się obawami z rówieśniczkami do rozpatrywania tych kwestii w zaciszu własnego domu z pomocą internetu. To naturalne, że poród też się zmienił.

Historia ludzkości to historia porodów, śmierci i tego co pomiędzy. Nasze poprzedniczki, żyjąc w wspólnotach bardziej zżytych prawami lokalności, zanim zostały matkami, uczestniczyły w wielu porodach na żywo. Poród na żywo, poród, którego można doświadczyć, wziąć w nim udział był naturalną praktyką. Przed pojawieniem się lekarzy, szpitali, położnej to te najstarsze z rodu, z pomocą kobiet, które były najbliżej rodzącej prowadziły ciążę i przeprowadzały porody. Porody były doświadczeniem społecznie oswojonym, bliskim, niecodziennym, ale znanym. Śmiertelność podczas porodów, zarówno matek jak i dzieci oraz ta poporodowa była znacznie większa, dlatego stworzenie higienicznej i bezpiecznej przestrzeni dla narodzin jest rozwiązaniem czysto funkcjonalnym, logicznym. Nie zmienia to jednak faktu, że ogranicza nam ono możliwość doświadczania porodu w sposób wspólny, naturalny, w zgodzie z instynktem, intymny, prywatny, niemedyczny. Współczesny poród jest doświadczeniem szpitalnym, dla wielu kobiet osobistym, choć nie intymnym. Osobistym, bo nie otrzymują one wsparcia od rodziny, przyjaciół, innych kobiet i nie intymnym, bo oświetlonym szpitalną lampą, z doktorem w gumowych rękawiczkach, pielęgniarką próbującą dopingować oddechy i koszmarnym śniadaniem następnego dnia. Wszystko oczywiście zależy od konkretnej kobiety i szpitala. Mowa tu o zmianach w ogóle nie zaś w detalach, które z natury detalu, są zróżnicowane.

Alternatywą dla porodu szpitalnego może być poród domowy. W wielu krajach, także w Polsce obowiązuje rozporządzenie Ministra Zdrowia dotyczące standardu okołoporodowego, które gwarantuje kobiecie możliwość wyboru miejsca porodu. Porody domowe mogą wiązać się ze zwiększonym ryzykiem wynikającym z nieobecności personelu szpitala, niedokładnego wysterylizowania miejsca porodu czy zwykłą niedostępnością specjalistycznego sprzętu medycznego. Zazwyczaj podczas porodu domowego kobiecie towarzyszy położna, która była z nią od początku ciąży. Położna jest czymś w rodzaju uwspółcześnionej wersji babki, która jako ta z największą wiedzą i kompetencją prowadzi ciążę, przyjmuje poród, doradza, wspiera, towarzyszy. Najważniejsza w tym kontekście jest właśnie kategoria towarzyszenia. Położna towarzyszy kobiecie, jest czuła na jej lęki, obawy, pytania, wątpliwości. Nie traktuje jej jak pacjentki, te relacje są bardziej partnerskie, bliższe. Poród domowy jest coraz częściej wybieraną przez kobiety alternatywą dla klasycznego porodu szpitalnego.

Najnowszym trendem, dość kontrowersyjnym społecznie, niespecjalnie popularnym, choć popularyzującym się, są porody na żywo.Nie są one tymi samymi tradycyjnymi, domowymi, porodami na żywo, bo w towarzystwie innych kobiet którym towarzyszą inne kobiety. Mowa tutaj o porodzie online. O porodzie wrzuconym do sieci. Współczesna kobieta zaniepokojona, zaciekawiona, nieświadoma, szukająca odpowiedzi na pytanie „jak to jest rodzić” może zobaczyć prawdziwy poród w Internecie. Już nie tylko najbliższe kobiety uczestniczą w tym ważnym wydarzeniu, ale każdy, kto ma dostęp do sieci i w wyszukiwarce wpisze odpowiednią frazę.

Wraz z rozwojem cywilizacji, pojawieniem się internetu zmieniła się nasza codzienność ale też nasz sposób funkcjonowania społecznie, myślenia, nasza filozofia życia. Zmiany ostatnich kilkudziesięciu lat są jeszcze na etapie dziania się, dlatego wszystkich procesów i konsekwencji przewidzieć nie możemy. Jedną z zauważalnych zmian jest przenoszenie tego, co dotychczas działo się w przestrzeniach realnych do przestrzeni wirtualnych. Skoro inne dziedziny życia przenosimy do internetu, to naturalne, że poród, prędzej czy później musiał się tam pojawić. Opinia społeczna jest podzielona. Niektóre kobiety są wdzięczne za podzielenie się tym doświadczeniem, za oswojenie porodu, pokazanie jak on wygląda. Inne uważają, że sieć nie jest miejscem do dzielenia się tak prywatnym, tak fizjologicznym przeżyciem, że tym miejscem jest szpital i poza granice szpitala nie powinien on wychodzić. Bez względu na stanowisko jakie zajmujemy musimy zaakceptować to, że są kobiety, które chcą się tym podzielić i chcą to zrobić na łamach wioski globalnej.

Nie ważne, czy rodzisz w domu, w szpitalu, w basenie, w naturze. Nie ważne, czy rodzisz sama, z lekarzem, z partnerem, położną, bliskimi, czy internautami. Najważniejsza jesteś Ty, Twoje ciało, dziecko, które ma pojawić się na świecie, proces, który jest doświadczeniem unikalnym, wyjątkowym, głębokim, kobiecym. Jako kobieta masz wybór, jako kobieta możesz się tego bać, potrzebować wsparcia, chcieć być w tym sama albo chcieć podzielić się tym z innymi.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here